Odkąd przyjechałam do Londynu w planach miałam pojechać nad morze. Moim celem stało się Brighton - nadmorskie miasteczko, położone niedaleko Londynu, które dodatkowo jest domem dla wielu brytyjskich youtuberów. Miesiące mijały szybko, wolne dni - jeszcze szybciej. Już praktycznie pogodziłam się z myślą, że nie siądę na (kamienistej) plaży i nie posłucham morza. Jednak życie toczy się własnym rytmem i dopiero teraz nadszedł czas na podróż w nieznane.
Dla mnie to były jednodniowe wakacje. Przez tydzień urlopu nie zrelaksowałam się tak jak przez kilka godzin w Brighton. Spędziłam cały dzień leżąc na plaży, chodząc po małych uliczkach i słuchając skrzeczenia mew… No tak mewy… stworzenia, które na plaży są tak upierdliwe jak komary w nocy. Upojona widokami morza położyłam się na kocu z kanapką w ręku (lunch time) i właśnie mówiłam znajomemu jak cudownie tu jest, gdy ten podstępny ptak wyrwał mi połowę kanapki z ręki. Oczywiście krzyknęłam z przerażenia a w tym czasie zleciała się cała ptasia rodzina i patrzyła na każdy mój ruch. Pod taką presją zrezygnowałam z jedzenia i czekałam aż obserwacja się zakończy. Jeśli tak czują się celebryci w towarzystwie paparazzi, to z całego serca współczuję.
Pomijając ten mały incydent, nauczona doświadczeniem, odpoczywałam kamuflując swoje przekąski i śmiejąc się z ludzi, którzy tego nie robili.
Jeśli miałabym wrócić kiedyś do UK myślę, że Brighton byłoby miastem, w którym chciałabym się osiedlić. Jest tu wszystko czego człowiekowi potrzeba do życia a przede wszystkim cisza, spokój i szum fal czyli to czego nie zaznasz w Londynie. No i świeże fish & chips.